wrzesień 1998
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: MINERWA MCGONAGALL
(Order Merlina Drugiej Klasy, Wielka Czar.,
(Order Merlina Drugiej Klasy, Wielka Czar.,
Była W-ce Dyrektor, Była Nauczycielka Transmutacji,
Była opiekunka Gryffindoru)
Szanowna Panna Greengrass,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że budynek Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart został częściowo odbudowany. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.
Filius Flitwick
Filius Filitwick
Zastępca dyrektora
Zastępca dyrektora
List leżał starannie złożony na komodzie w przestronnym pokoju, gdzie królowała biel. Łóżko było posłane, a po pokoju krzątała się wysoka dziewczyna. Wszędzie leżały porozrzucane książki, a dziewczyna siedziała na środku, decydując się na książkę, która była po jej lewej stronie, jednocześnie odrzucając tę po prawej.
Za oknem właśnie wschodziło słońce. Astoria była porannym ptaszkiem, a przed każdym wyjazdem do Hogwartu, wstawała na kilka godzin przed wyjazdem, aby wszystko mieć dopięte na ostatni guzik, ewentualnie dorzucić kolejny stos książek, bądź wyrzucić już ten, który znajdował się w czarnym, złoto zdobionym kufrze.
- Astoria! Śniadanie - usłyszała z dołu głos matki, która również miała ten osobliwy nawyk i w pełni rozumiała swoją córkę. Była to kobieta średniego wzrostu, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Miała nienaganną postawę i prawdopodobnie córka odziedziczyła i to po niej.
Dziewczyna zeszłą na dół z niezwykłą gracją. Podeszła do matki, aby delikatnie ją uścisnąć i dać małego buziaka w policzek. To też była ich tradycja. Rodzinna. Odwróciła się i to samo zrobiła, kiedy podeszła do ojca. Był to mężczyzna w średnim wieku, bardzo przystojny. Miał starannie zaczesane do tyłu, ciemnobrązowe włosy. Większość czarownic w Ministerstwie, gdzie pracuje, rumieniła się za każdym razem, gdy na nie spojrzał, choć żadnej nie zaszczycił dłuższym spojrzeniem. Przeglądał beznamiętnie Prorok Codzienny, choć wiedział o informacjach na kilka dni wcześniej przed puszczeniem do obiegu gazety. Złożył ją tak, że z pierwszej strony było widać do połowy twarz srogiej kobiety, która stała za uporządkowanym biurkiem.
- A ja?! Czemu mnie nikt nie obudził?! - wykrzyknęła szczupła dziewczyna, która właśnie zbiegała po schodach. Na sobie miała drogą piżamę, sięgającą jej do kolan. Była mniejszą kopią swojej matki, choć mniej od niej urodziwą. Prychnęła podchodząc do każdego z rodzica i witając się z nimi jak jej siostra, chwilę temu. Zajęła obok niej miejsce. - Nie wiem czym się tak szczycisz, nosząc ten krawacik - prychnęła dziewczyna, a jej głos przypominał dwa dzwoneczki. Zachichotała dźwięcznie i puściła do niej perskie oko.
- Dafne - skarciła ją matka, choć też zaśmiała się i uśmiechnęła do swojego męża, który patrzył teraz na swoją młodszą córkę, która jako ostatnia z rodziny idzie do Hogwartu.
Za oknem właśnie wschodziło słońce. Astoria była porannym ptaszkiem, a przed każdym wyjazdem do Hogwartu, wstawała na kilka godzin przed wyjazdem, aby wszystko mieć dopięte na ostatni guzik, ewentualnie dorzucić kolejny stos książek, bądź wyrzucić już ten, który znajdował się w czarnym, złoto zdobionym kufrze.
- Astoria! Śniadanie - usłyszała z dołu głos matki, która również miała ten osobliwy nawyk i w pełni rozumiała swoją córkę. Była to kobieta średniego wzrostu, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Miała nienaganną postawę i prawdopodobnie córka odziedziczyła i to po niej.
Dziewczyna zeszłą na dół z niezwykłą gracją. Podeszła do matki, aby delikatnie ją uścisnąć i dać małego buziaka w policzek. To też była ich tradycja. Rodzinna. Odwróciła się i to samo zrobiła, kiedy podeszła do ojca. Był to mężczyzna w średnim wieku, bardzo przystojny. Miał starannie zaczesane do tyłu, ciemnobrązowe włosy. Większość czarownic w Ministerstwie, gdzie pracuje, rumieniła się za każdym razem, gdy na nie spojrzał, choć żadnej nie zaszczycił dłuższym spojrzeniem. Przeglądał beznamiętnie Prorok Codzienny, choć wiedział o informacjach na kilka dni wcześniej przed puszczeniem do obiegu gazety. Złożył ją tak, że z pierwszej strony było widać do połowy twarz srogiej kobiety, która stała za uporządkowanym biurkiem.
- A ja?! Czemu mnie nikt nie obudził?! - wykrzyknęła szczupła dziewczyna, która właśnie zbiegała po schodach. Na sobie miała drogą piżamę, sięgającą jej do kolan. Była mniejszą kopią swojej matki, choć mniej od niej urodziwą. Prychnęła podchodząc do każdego z rodzica i witając się z nimi jak jej siostra, chwilę temu. Zajęła obok niej miejsce. - Nie wiem czym się tak szczycisz, nosząc ten krawacik - prychnęła dziewczyna, a jej głos przypominał dwa dzwoneczki. Zachichotała dźwięcznie i puściła do niej perskie oko.
- Dafne - skarciła ją matka, choć też zaśmiała się i uśmiechnęła do swojego męża, który patrzył teraz na swoją młodszą córkę, która jako ostatnia z rodziny idzie do Hogwartu.
***
- Kochanie, baw się dobrze i dużo ucz! - żegnała ją matka, a jej siostra machała jej ręką, kiedy wsiadała do pociągu, aby znaleźć przedział, gdzie za pewne siedziały już jej koleżanki. Minęła miejsca dla innych domów, aby dotrzeć do swojej części.
- Astoria! - w jednej chwili rzuciło się na nią kilka dziewczyn, z którymi trzymała się od samego początku, no może prawie. Zaprowadziły ją na miejsca, gdzie siedziały i zaczęły wymieniać się najświeższymi ploteczkami oraz opowiadać o rozrywkach, którym się oddawały w czasie wakacji. Dziewczyna słuchała jednym uchem, nerwowo przeglądając Proroka Codziennego, tego samego, który nie doczytał jej ojciec, szukając czegoś co może ją zaciekawić.
- Słyszałam, że nasz przystojniaczek Malfoy wywinął się od kary - prychnęła jedna z uczennic, siedząca tuż przy oknie. Nazywała się Irma Balfour i pochodziła z północnej części Szkocji - jako jedyny - rzekła konspiracyjnie, jednoznacznie chcąc podkreślić, że wyczuwa w tym podstęp.
- Od kiedy przejmujesz się tym śmierciożercą? - zagadnęła Astoria, podnosząc swoją wypielęgnowaną brew i odkładając gazetę. Nagle zaciekawił ją temat, choć nie dała po sobie tego poznać. To coś czego nauczono jej w domu. "Nigdy nie ujawniaj swoją twarzą emocji, jeżeli nie chcesz zostać ofiarą". Motto Greengrassów. Swoje uczucia ograniczali tylko do rodzinnych, a i one nie wychodziły poza ściany ich rezydencji.
- No chyba nie powiecie mi, że jest brzydki - powiedziała Adelisa, dziewczyna o niezwykle przenikliwych, niebieskich oczach i wszystkie dziewczyny wybuchły śmiechem, prócz małej Greengrass, która tylko wyszczerzyła zęby i wróciła do swojej lektury.
- Czyżby u kogoś odezwał się ślizgońskie poczucie humoru? - szturchnęła ją w bok jej najlepsza przyjaciółka, Veronica - Ronnie, tym samym wzbudzając w dziewczynie falę wspomnień.
- Astoria Greengrass! - na podest wyszła mała dziewczynka, która dumnie podeszła do stołka przez który przewinęło się już wiele czarodziei. Usiadła na nim, niezwykle wyprostowana, chłodno patrząc na stół Slytherinu, gdzie wpatrywała się w nią jej siostra, która wskazała na puste miejsce obok siebie, dając jej znać, że czeka na nią. Wszyscy byli w domu węża, jej matka, ojciec i Dafne. Wiedziała, że i ona tam trafi. A rodziców będzie rozpierać duma. Jak zawsze.
Tiara Przydziału opadła jej na czoło, a dziewczynka sapnęła cichutko. Nie bała się. Była pewna swojego miejsca, gdy wtem tiara ścisnęła się nieznacznie na jej głowie, wymawiając jeden wyraz, który od tej pory mógł znaczyć dla niej tylko jedno, przekleństwo. Zeszła ze stołeczka i na trzęsących nogach podeszła do stołu Krukonów. Nie miała odwagi spojrzeć w oczy siostrze.
Choć miała pełne wsparcie ze strony rodziców, przez długi okres czasu czuła się jak wyrzutek. Nie spełniała oczekiwań swoich ani rodziny, która postawiła przed nią poprzeczkę bardzo wysoko. Przez długi czas sama chodziła na lekcje, sama przesiadywała w dormitorium i sama przechadzała się korytarzami. Wstydziła się pokazać nawet na oczy Dafne. A później coś się zmieniło. Ronnie wyciągnęła do niej pomocną dłoń, zapoznała z resztą dziewczyn, które od razu ją polubiły, choć miała przebłyski "ślizgoństwa" - jak to nazywały jej koleżanki.
Mimo początkowej niechęci, przyzwyczaiła się do życia w Ravenclawie, chociaż nadal uważała, że Tiara popełniła wielką pomyłką, przeglądając jej umysł. Żyła pośród Krukonów, mimo że była Ślizgonem. Zwariowane, nieprawdaż? Nawet jej chłopak należał do Slytherinu. Wzdrygnęła się na samą myśl o Anthonym. Nie chciała o nim teraz myśleć. Tę sprawę będzie musiała załatwić później.
Znowu zaczęła kartkować Proroka Codziennego.
- Ziemia do Astorii - Ronnie machnęła jej ręką przed oczami, ale gdy ujrzała wielkie oczy przyjaciółki, zamarła, wpatrując się w nią zaciekawiona. Ta pokazała na mały nagłówek w rogu gazety. Dała jej do przeczytania, a gdy ta to zrobiła, zaczął on przechodzić z rąk do rąk.
Wczoraj, o godzinie 23.48 z więzienia w Azkabanie udało się uciec byłym śmierciożercom. To nie pierwszy raz, kiedy Ministerstwu nie udaje się upilnować więźniów w swoich celach. To stawia pod znakiem zapytania nowe rządy pod ręką, Kingsleya Shacklebolta, a także jego stanowisko. Sam Minister nie chce odpowiadać na żadne z zadanych pytań. Jest ich wiele.
Jak mamy nie bać się o swoje bezpieczeństwo, skoro już uciekają zbrodniarze?
Czy to prawda, że na ten moment nadal nie udano się złapać wielu z nich?
Czy planują połączyć swoje siły?
Ale najważniejsze pytanie brzmi:
CO TYM RAZEM SZYKUJĄ DLA NAS ŚMIERCIOŻERCY?
- Astoria! - w jednej chwili rzuciło się na nią kilka dziewczyn, z którymi trzymała się od samego początku, no może prawie. Zaprowadziły ją na miejsca, gdzie siedziały i zaczęły wymieniać się najświeższymi ploteczkami oraz opowiadać o rozrywkach, którym się oddawały w czasie wakacji. Dziewczyna słuchała jednym uchem, nerwowo przeglądając Proroka Codziennego, tego samego, który nie doczytał jej ojciec, szukając czegoś co może ją zaciekawić.
- Słyszałam, że nasz przystojniaczek Malfoy wywinął się od kary - prychnęła jedna z uczennic, siedząca tuż przy oknie. Nazywała się Irma Balfour i pochodziła z północnej części Szkocji - jako jedyny - rzekła konspiracyjnie, jednoznacznie chcąc podkreślić, że wyczuwa w tym podstęp.
- Od kiedy przejmujesz się tym śmierciożercą? - zagadnęła Astoria, podnosząc swoją wypielęgnowaną brew i odkładając gazetę. Nagle zaciekawił ją temat, choć nie dała po sobie tego poznać. To coś czego nauczono jej w domu. "Nigdy nie ujawniaj swoją twarzą emocji, jeżeli nie chcesz zostać ofiarą". Motto Greengrassów. Swoje uczucia ograniczali tylko do rodzinnych, a i one nie wychodziły poza ściany ich rezydencji.
- No chyba nie powiecie mi, że jest brzydki - powiedziała Adelisa, dziewczyna o niezwykle przenikliwych, niebieskich oczach i wszystkie dziewczyny wybuchły śmiechem, prócz małej Greengrass, która tylko wyszczerzyła zęby i wróciła do swojej lektury.
- Czyżby u kogoś odezwał się ślizgońskie poczucie humoru? - szturchnęła ją w bok jej najlepsza przyjaciółka, Veronica - Ronnie, tym samym wzbudzając w dziewczynie falę wspomnień.
- Astoria Greengrass! - na podest wyszła mała dziewczynka, która dumnie podeszła do stołka przez który przewinęło się już wiele czarodziei. Usiadła na nim, niezwykle wyprostowana, chłodno patrząc na stół Slytherinu, gdzie wpatrywała się w nią jej siostra, która wskazała na puste miejsce obok siebie, dając jej znać, że czeka na nią. Wszyscy byli w domu węża, jej matka, ojciec i Dafne. Wiedziała, że i ona tam trafi. A rodziców będzie rozpierać duma. Jak zawsze.
Tiara Przydziału opadła jej na czoło, a dziewczynka sapnęła cichutko. Nie bała się. Była pewna swojego miejsca, gdy wtem tiara ścisnęła się nieznacznie na jej głowie, wymawiając jeden wyraz, który od tej pory mógł znaczyć dla niej tylko jedno, przekleństwo. Zeszła ze stołeczka i na trzęsących nogach podeszła do stołu Krukonów. Nie miała odwagi spojrzeć w oczy siostrze.
Choć miała pełne wsparcie ze strony rodziców, przez długi okres czasu czuła się jak wyrzutek. Nie spełniała oczekiwań swoich ani rodziny, która postawiła przed nią poprzeczkę bardzo wysoko. Przez długi czas sama chodziła na lekcje, sama przesiadywała w dormitorium i sama przechadzała się korytarzami. Wstydziła się pokazać nawet na oczy Dafne. A później coś się zmieniło. Ronnie wyciągnęła do niej pomocną dłoń, zapoznała z resztą dziewczyn, które od razu ją polubiły, choć miała przebłyski "ślizgoństwa" - jak to nazywały jej koleżanki.
Mimo początkowej niechęci, przyzwyczaiła się do życia w Ravenclawie, chociaż nadal uważała, że Tiara popełniła wielką pomyłką, przeglądając jej umysł. Żyła pośród Krukonów, mimo że była Ślizgonem. Zwariowane, nieprawdaż? Nawet jej chłopak należał do Slytherinu. Wzdrygnęła się na samą myśl o Anthonym. Nie chciała o nim teraz myśleć. Tę sprawę będzie musiała załatwić później.
Znowu zaczęła kartkować Proroka Codziennego.
- Ziemia do Astorii - Ronnie machnęła jej ręką przed oczami, ale gdy ujrzała wielkie oczy przyjaciółki, zamarła, wpatrując się w nią zaciekawiona. Ta pokazała na mały nagłówek w rogu gazety. Dała jej do przeczytania, a gdy ta to zrobiła, zaczął on przechodzić z rąk do rąk.
UCIECZKA Z AZKABANU
Wczoraj, o godzinie 23.48 z więzienia w Azkabanie udało się uciec byłym śmierciożercom. To nie pierwszy raz, kiedy Ministerstwu nie udaje się upilnować więźniów w swoich celach. To stawia pod znakiem zapytania nowe rządy pod ręką, Kingsleya Shacklebolta, a także jego stanowisko. Sam Minister nie chce odpowiadać na żadne z zadanych pytań. Jest ich wiele.
Jak mamy nie bać się o swoje bezpieczeństwo, skoro już uciekają zbrodniarze?
Czy to prawda, że na ten moment nadal nie udano się złapać wielu z nich?
Czy planują połączyć swoje siły?
Ale najważniejsze pytanie brzmi:
CO TYM RAZEM SZYKUJĄ DLA NAS ŚMIERCIOŻERCY?